EmigracjaFelietony

Jestem Polką. Urodziłam się i wychowałam w tym kraju. Mam tu też swój dom, rodzinę i lubię ten kraj pomimo wielu sprzeczności. Nie dziwi mnie więc ogrom spraw, jak wiecznie nieprzygotowany na zimę transport publiczny, ignorowanie przez facetów używania dezodorantu w lecie czy ciągłe utyskiwanie na pogodę. Polskie narzekanie na wszystko także mnie już nie dziwi – w wakacje jest za gorąco, zimą za zimno, zarabianie najniższej krajowej jest złe, a zebrane na koncie miliony i tak nie wystarczają na życie. Tak jest ciągle, wielu wokół marudzi, jak tylko może, jednocześnie robiąc wszystko, żeby tylko nie mieć gorzej niż sąsiad. Natomiast w kampaniach promocyjnych kraj reklamuje się przepięknymi krajobrazami oraz nieziemskimi potrawami: morze, góry, doliny z jeziorami i inne cuda natury, na przemian z kolejną sałatką jarzynową, kotlecikiem czy rosołkiem od babci. Całość idealnie podsumowuje stare przysłowie – naród wspaniały, tylko ludzie… to już inna sprawa. 

Będąc w Polsce, często staram się jednak doceniać to, co mi ten kraj oferuje. Nie jestem fanką narzekania, bo uważam, że nawet złe rzeczy potrafią mieć pozytywne oblicze. Ostatnio zapytałam męża, co myśli o  mej ojczyźnie. Jest Marokańczykiem, pochodzącym z miasta, gdzie przez ponad trzysta pięćdziesiąt dni w roku świeci słońce, a życie towarzyskie toczy się na wysokich obrotach głównie nocą i to bez alkoholu. Porównując jego kraj do mojego, odnoszę wrażenie, że mówimy czasem o totalnie innych światach. A gdy rozmawiam z rodakami o ich przeżyciach z Marokiem w tle, to tym bardziej upewniam się w przekonaniu, jak wiele różni te państwa. 

Odkąd osiedliśmy w Polsce, nie ma dnia, by ktoś nie pytał, jak nam się tu żyje. Jak w polskiej rzeczywistości obraca i odnajduje się mój mąż.

Na przełomie ostatnich kilku lat przyjeżdżał do Polski kilka razy, lecz dopiero od roku jest tu panem na włościach. Ma pracę, wynajęliśmy mieszkanie i wychowujemy psa. Kota ciągle próbujemy przywieźć, ale on chyba jednak woli bieganie po marokańskich dachach naszych sąsiadów oraz spanie z siostrzenicą. Przez pandemie wiele naszych priorytetów się zmieniło, a życie przewartościowało. Oboje wolelibyśmy spędzać większą część roku nad agadirskim wybrzeżem oceanu, jednak perspektywa się zmieniła, mamy szansę rozwinąć nasz marokański sklep w Polsce i tu zarobić na kolejne inwestycje, więc z tego korzystamy.

Tak właśnie, w wielkim skrócie, mój mąż z gościa stał się jednym z cudzoziemców, próbujących wtopić się w tłum czy dopasować do realiów polskiego życia. Niedawno stwierdziliśmy nawet, że zaczyna coraz płynniej poruszać się w języku polskim.

Ostatnio wrócił z pracy lekko zmieszany, pytając, czy Polacy traktują narzekanie jako jeden z elementów kultury. Lekko się zaśmiałam pod nosem, bo akurat wtedy zaczęła się jesień. To ta pora roku, która rozstraja ludziom humor. Odwróciłam więc kota ogonem i zaczęłam, wskazywać zalety mojej ojczyzny. Gdy zapytałam męża o wrażenia, obstawiałam, że wspomni o zbyt dużej ilości soli w niektórych potrawach czy zbyt mocnej otwartości na różne intymne sprawy. W końcu w Maroku za zbyt namiętne sceny na ulicach można mieć problemy, a tutaj nagość i bliskość jest na porządku dziennym. Mojego orientalnego męża z importu zaskoczyły jednak inne kwestie! 

Czyste ulice i segregacja śmieci

Ta kwestia zawsze jest podkreślana nie tylko przez jego samego, lecz także przez znajomych czy rodzinę przyjeżdżającą w odwiedziny z zagranicy. Ostatnio była u nas jedna z marokańskich sióstr mieszkająca na stałe w Kuwejcie. Ona również zwróciła uwagę na bardzo czyste chodniki, brak porozrzucanych śmieci i ogólnie schludny wygląd polskich miast. Dla mnie segregacja śmieci wpisała się już w tutejsze zwyczaje, choć nadal są osoby, które nie dbają o ten ekologiczny aspekt i nie potrafią sortować odpadów. Natomiast dla mojego męża jest to wyzwanie podobnie jak początkowo w każdym polskim domu,  gdy z jednego śmietniczka pod zlewem nagle trzeba było się przestawić na co najmniej trzy lub cztery.

Architektura i wygląd polskich miast

Kolejną rzeczą, która pozytywnie zaskoczyła mojego lubego, jest polska architektura. Podobają mu się tradycyjne kolorowe kamieniczki na starym mieście, to że zabytki takie jak zamki czy dworki szlacheckie znajdują się tuż obok nowoczesnych budowli oraz że w wielu większych miastach wszystko ładnie się ze sobą komponuje. Mój Marokańczyk również docenia to, że w centrum znajdują się parki. Tego mu bardzo mocno brakuje w ojczyźnie. Tam zdecydowanie nie ma aż takiej mody na tworzenie zielonych przestrzeni jak w Polsce. Ten trend dopiero się pojawia, a zielone małe ogrody są zazwyczaj tylko w większych marokańskich miastach. Męża interesuje historia Polski, docenia, że jest tyle pomników, wzmianek o niej czy otwierane są coraz to nowe muzea. 

Ogródki działkowe

To czym są domki na RODOS musiałam mężowi tłumaczyć chwilę dłużej. Dowiedział się, na czym polegają wczasy na działce, jeszcze zanim sprowadził się do Polski, gdyż podczas pandemii to właśnie tam głównie spędzałam weekendy. Moja rodzina ma bowiem działkę tuż nad jeziorem, niedaleko mini lasku i za miastem. Idealne miejsce na krótki odpoczynek. Niemniej mąż nie mógł do końca zrozumieć, po co, mając dom z ogródkiem, mamy też i działkę. Wszystko stało się dla niego bardziej przejrzyste po tym, jak sam spędził wakacje na rodzinnych ogródkach działkowych. Podwiązywanie pomidorów, zbieranie ogórków, grillowanie i zabawy na dożynkach to już jego specjalność. 

Kultura spotkań przy alkoholu 

Jak już jesteśmy przy zabawie, to warto wspomnieć o tym, że Polacy lubią pić alkohol na prawie każdym towarzyskim spotkaniu. Obecna moda na zastępowanie wysokoprocentowych napojów bezalkoholowymi zamiennikami nie wzięła się znikąd.  Są to dobre alternatywy dla osób niepijących, jednocześnie chcących wyjść wieczorem do klubu czy spotkać się ze znajomymi. Sama z takowych korzystam. Jednak prawdą jest, że jako naród lubimy wyskoczyć sobie na piwko czy w piątek zamówić przy barze coś mocniejszego. A gdy już spotykamy się z kimś po latach, to na jednej butelce wina czy wódki rzadko się kończy.

Dla osób, które pochodzą z krajów takich jak Maroko, gdzie alkohol jest raczej traktowany jak zakazana używka niż coś dobrego, na pierwszy rzut oka mamy problem. Według mojego męża wielu Polaków jest alkoholikami, którzy wykorzystują wszechobecną kulturę spotkań na piwo do tuszowania swojego nałogu.  Takie właśnie miał odczucia, gdy po przyjeździe do Polski zaczęliśmy skakać od spotkania do spotkania.  Musiałam przeprowadzać z nim wiele rozmów, wyjaśniając, że jedno piwo to nie problem, a kultura picia drinków na imprezach wcale nie służy tylko upijaniu się. Dla wielu jest to po prostu sposób na relaks, stres, złe emocje czy próbę otwarcia się na otaczający świat.

W Maroku ludzie spotykają się na herbatkę, we Włoszech na kawkę, w Hiszpanii na stół stawiana jest sangria, a u nas? No cóż, prym wiedzie raczej wódka. Nie tak dawno mąż pokazywał mi zagranicznego komika, który tłumaczył polskie zwroty. Francuskie zdanie „poproszę wody” zostało przetłumaczone na „nalej mi wódki”. 

Pracoholizm oraz samotność

Ten punkt łączy się poniekąd z kulturą picia alkoholu. W Maroku szybko można przyzwyczaić się do tego, że ludzie często przesiadują na mieście. Umawiają się na spotkania i rzadko spędzają czas samotnie w domach. W Polsce, wiadomo, pogoda nie zawsze pozwala na takie akcje, niemniej ludzie chętniej wysyłają siebie samych do pustelni. Wolą spędzić czas w odizolowaniu w swoich czterech ścianach. Jest to szczególnie widoczne we wspólnotach sąsiedzkich, które często nie funkcjonują jak dawniej. Gdy mój mąż pomaga na osiedlu starszym osobom, babcie nieustannie chcą płacić mu za usługi, mówiąc, że inni właśnie tak robią. Ponoć nie ma już nic za darmo. Każdy próbuje dorobić sobie na boku, zostaje po godzinach czy pracuje na czarno. Tylko młodzi nie są zainteresowani niczym prócz Internetem.

Takie kwestie przewijają się w rozmowach z sąsiadkami, a mąż to chłonie jak gąbka i stara się obserwować, czy faktycznie ludzie właśnie tak się zachowują. Mojemu mężowi brakuje widoku dzieci na placach zabaw czy boiskach. Jest ich zdecydowanie mniej niż w Agadirze. I choć ja nie tęsknie tak mocno za wrzaskami pod oknem do późnych godzin wieczornych, to zgadzam się z nim. Beztroskie zabawy na mieście pamiętam z czasów mojego dzieciństwa, a teraz obserwując nastolatków, widzę zwykle problemy z nawiązaniem relacji międzyludzkich i pociąg do sławy opartej na robieniu głupot. 

Postaw się, a zastaw się

Kolejny z elementów polskiego jestestwa, choć Marokańczycy też całkiem dobrze grają w tę grę. Mój mąż dostrzegł, że naprawdę niewiele osób żyje adekwatnie do tego, ile zarabia. Raczej panuje trend, by kupować więcej, niż człowiek potrzebuje. Dom, mieszkanie czy wesele na kredyt zostały wpisane w standardy życia, a odeszło się od takich praktycznych rozwiązań jak wynajem lub skromne przyjęcie dla najbliższych. Nikt nie chce mieszkać z rodzicami, choć w sumie nie ma potrzeby wyprowadzki. Tak samo wypycha się młodych na swoje, myśląc, że to ich w końcu usamodzielni i przygotuje na wszystkie problemy świata.

Mnóstwo rzeczy, według mojego męża, Polacy kupują po to, by inni im zazdrościli. Jesteśmy jak sroki, które lecą na promocje w sklepie, chcąc mieć wszystko taniej. Widzimy to szczególnie mocno w naszym sklepie – ludzie piszą do nas i wymuszają niższe ceny czy produkty za darmo w ramach rzekomych współprac barterowych. 

Polacy nie są aż tak otwarci, jak się wydaje 

W Polsce można spotkać ludzi przemiłych, tolerancyjnych i pomocnych. W wielu przypadkach jednak mój mąż skupia na sobie nieprzyjemny wzrok mężczyzn oraz uwodzicielski wzrok wielu kobiet. On sam nie wie, jak to wytłumaczyć, ale nie czuje się z tym komfortowo. Dwa razy na ulicy doświadczyliśmy skierowanego prosto w nas hejtu. O tym co niektórzy piszą do mnie w sieci, już nie wspomnę. Raz ktoś coś mamrotał pod nosem, próbując wywołać awanturę, innym razem ktoś robił mężowi zdjęcia w tramwaju, wypowiadając potok nieprzyjemnych słów. Ja często bywam przewrażliwiona, mój partner raczej ostrożny i spokojny, niemniej nie lubimy oboje takich sytuacji, bo nigdy nie wiadomo czy fotografia nie wyląduje na jednej z ksenofobicznych grup internetowych.

Następny był epizod rasistowski w pracy mojego męża, w którym chodziło o nierówne traktowanie pracowników i wyzysk obcokrajowców. Mimo że Polacy uchodzą za dość otwartych, liberalnych lub przyjaznych, to nie zawsze można to wyczytać z twarzy mijanych ludzi. Z drugiej strony ja jako ekspatka w Maroku nie doświadczyłam jeszcze żadnych większych przykrości z powodu bycia cudzoziemką. Miałam dwie czy trzy nieprzyjemne sytuacje, które mogą spotkać często obcokrajowców. Wyłudzano ode mnie pieniądze, strasząc mnie nożem, nachalnie zaczepiano czy wyzywano za posiadanie tatuaży. Jednak nigdy nie miałam nieprzyjemności z powodu bycia osobą odmiennej religii, w przeciwieństwie do męża, z którego z początku polscy współpracownicy podśmiewywali się z powodu małych przerw w ciągu dnia na modlitwę.

Podsumowując nasze dotychczasowe doświadczenia, mam wrażenie, że ludzie w Maroku są zdecydowanie bardziej uprzejmi niż w Polsce. Stąd w pełni rozumiem taki osąd męża. 

Wymyślone święta i prezenty bez okazji

Zdaniem mojego małżonka kochamy urządzać imprezy z byle jakich powodów. Obchodzimy urodziny, imieniny, nawet błahe rocznice oraz milion innych świąt jak Dzień Chłopaka, mężczyzny, konkubenta czy kawy. Nie rozumie jaki jest cel tego wszystkiego i po co to robimy. Największe obiekcje miał jednak wobec parapetówki. Ciągle pytał, czym w ogóle jest ta impreza i jaką funkcję pełni. Według niego te wszystkie święta czy ważne dni, to wymysły. Kreujemy sobie jakąś specjalną okazję, byleby zrobić imprezę, móc kupić sobie coś słodkiego lub prezent oraz napić się czegoś mocniejszego.

Gdyby mój kalendarz był prowadzony przez niego, z pewnością nie miałabym świeczek na torcie w sierpniu z powodu zmiany wieku czy kwiatów na rocznicę ślubu. Zapisane byłyby w nim tylko daty wyjazdów czy grafik pracy. Jego zdaniem życie powinno się celebrować na co dzień, traktując każdy moment jako ten najważniejszy.

Zatem wyszukiwanie sobie świąt jest bez sensu, bo całe życie jest jednym wielkim i nigdy niekończącym się świętem. Natomiast my, Polacy, ponoć jesteśmy bardzo sentymentalni oraz lubimy wspominać. Zamiast skupiać się na tym, co tu i teraz, błądzimy w przeszłości. Mój mąż kocha historię naszego kraju, uważając jednocześnie, że wiele z tego, co obecnie robią Polacy, to próby zadośćuczynienia sobie lat niewoli. Może stąd też u wielu pamiętliwość i wytykanie popełnionych błędów?  

Niedzielny obiad to rzecz święta

Mąż kocha niedzielne spotkania z rodziną, wspólne obiadki czy kawki. Dla niego to ten moment w tygodniu, w którym możemy naprawdę zatroszczyć się o jeden z najważniejszych filarów życia, jakim jest rodzina. Poza tym mąż kocha polską kuchnię. Nie podaję mu wieprzowiny, z wiadomych religijnych przyczyn, ale wszystko inne jest według niego nieziemskie. Gdy wychodzimy lub gotuję, najczęściej przeplatamy polską i marokańską kuchnię. Cała reszta wymysłów kulinarnych schodzi na dalszy plan. Ponadto mąż twierdzi, że polskie ciasta są obłędne i o niebo lepsze niż desery podawane w jego rodzinnym kraju. A jak powszechnie wiadomo, Marokańczycy to wielcy fani słodkości. 

Polki są piękne, ale charakterne

Taka opinia jest powszechna wśród obcokrajowców. Nasza słowiańska uroda urzeka miliony na całym świecie. Niemniej to, na czym skupia się mój mąż, to domniemanie, że polskie kobiety lubią mieć kontrolę nad życiem. Są zadziorne, mają zasady i nie lubią, jak się im rozkazuje. Rzadko która kobieta przyznaje się do winy i z pokorą przeprasza. Gdybym miała się zastanowić, to sama poniekąd wpisuje się w ten opis. Z przebaczaniem jest u mnie ciut lepiej, ale wolę nie słuchać, co muszę i czego nie mogę robić. 

Podsumowując, warto nadmienić, że choć wśród rodaków Polska słynie tylko z marudzenia i narzekania, to nasz kraj ma faktycznie o wiele więcej do zaoferowania. Nie można jednak tych dwóch cech przypisywać całemu narodowi. To raczej domena poszczególnych jednostek. Znam Polaków, z ust których nigdy nie padły słowa ubolewania nad krajem lub rodakami.

Uważam, że warto czasem spojrzeć na siebie i swój kraj oczami osoby z zewnątrz, by nabrać dystansu lub zmienić swoje poglądy. Jestem przewodniczką dla mojego męża, dbam o informacje historyczne, tłumaczę i wyjaśniam polską kulturę i zwyczaje. To dzięki niemu i jego pytaniom zaczęłam sama inaczej patrzeć na swój kraj. Oczywiste niegdyś kwestie nabrały głębszego znaczenia. Stopniowo zaczęłam naprawdę doceniać niektóre aspekty życia w Polsce.

W żadnym kraju nigdy nie jest bowiem perfekcyjnie. Jednak, nam, Polakom, zdecydowanie za łatwo przychodzi krytyka własnego kraju, a za rzadko go doceniamy. 

Martyna Dzido

Instagram: @mbelively / FB: www.facebook.com/mbelively

4.7 10 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Kasia
1 rok temu

Bardzo ciekawie spojrzenie na Polske z perspektywy obcokrajowca. Moj maz tez ma czasem podobne spostrzezenia, choc nie w kazdej kwestii (jest z Portugalii, wiec ciagle Europa). Zgadza sie z tym, ze Polki sa piekne i zadziorne, ze pijemy za duzo i ze zlych powodow (w Portugali pije sie nawet lampke wina do lunchu, dla smaku, dla przyjemnosci, ale na peno nie dla zabicia emocji czy nakarmienia nalogu) i ze bije od nas jakis dystans, wyobcowanie, moze nawet samotnosc. Bardzo tez lubi polskie rynki z kamieniczkami i polskie jedzenie. Rodzinne imprezy to dla niego ciekawe choc meczace doswiadczenie. Bariera jezykowa robi… Czytaj więcej »

Last edited 1 rok temu by Kasia Sosińska