Ta historia zaczyna się od marzenia.

Od pragnienia towarzyszącego od lat, które musiało zostać spełnione. Historia o Saharze i miłości zaczyna się od… Indii.

Odkąd pamiętam, zawsze chciałam tam dotrzeć. Magia kolorów i zapachów, joga, medytacja, wegetariańskie jedzenie – to fascynowało mnie szczególnie. Taka była moja wizja Indii.

Dlatego też po studiach spakowałam plecak z myślą, by ruszyć tam autostopem… i wylądowałam w Maroku. Bowiem wtedy właśnie, pod koniec 2007 roku, tanie linie lotnicze zaczęły latać do tego kraju, a ja znajdując przypadkiem jeden z takich okazyjnych biletów… kupiłam. I tym samym w listopadzie 2007 wylądowałam w Marrakeszu.

Co z Indiami? – spytacie.

Plan był taki: objechać kawałek Afryki i poprzez ten kontynent podążać na wschód, ku wymarzonym Indiom. Ale życie pisze swoje scenariusze, bo gdy trafiłam na Saharę, zamieszkałam tam, zafascynowana nomadzkimi plemionami wędrującymi po pustynii. I chociaż to historia na kolejną opowieść, wiedziałam już, że szybko stamtąd nie wyjadę. To tam właśnie, z początku hermetyczne środowisko ludzi żyjących z dala od turystycznego zgiełku, po pewnym czasie pozwoliło mi zbliżać się do siebie coraz bardziej. Z każdym dniem poznawałam kolejne rodziny, zwyczaje, pustynne potrawy. Tam właśnie doświadczałam mocy kobiecości, śpiewałam i tańczyłam z lokalnymi kobietami w kobiecych kręgach. Pustynia stała się moim domem. Serce nomadów biło we mnie.

Mijał szósty miesiąc mojego życia z nomadami, gdy na pustyni pojawiła się… Karolina. Zupełnie przypadkiem, wracając z jakiegoś turystycznego campingu, nie znalazła żadnego środka transportu, więc zatrzymała przypadkowe auto, które jechało w przeciwną stronę. Tak trafiła do mojej wioski, tak ją poznałam. Ot, splot wydarzeń. – Mój znajomy będzie w tym kraju za kilkanaście dni – opowiadała zafascynowana saharyjskim życiem. – Mogę podać mu namiar na Ciebie, na Twoją okolicę?

Gdy przyjechał, patrzyłam zdziwiona i zaciekawiona, mając wrażenie, że znam Łukasza od lat. Niewiele się pomyliłam, bo jak się okazało, trafiłam kilka lat wcześniej przez przypadek na jego stronę internetową o podróżach i przeglądałam zaczarowana opowieści o pieszych wędrówkach po świecie. Zaiskrzyło. Bardzo zaiskrzyło.

Rozmowom nie było końca, a odkryciom…

Co rusz coś nas zaskakiwało. Okazało się, że posiadamy identyczne śpiwory tej samej firmy, te same modele, tylko mój ma zamek z prawej strony, a jego z lewej – idealne do połączenia w jeden. Mieliśmy identyczne modele telefonów, aparatów fotograficznych i obiektywów, jak i dyktafonów i odtwarzaczy mp3. Do tego nasze urodziny wypadały dzień po dniu, mieliśmy masę wspólnych znajomych, m.in z klubu turystycznego, w którym minęliśmy się o 3 miesiące, a przed moim wyjazdem oboje mieszkaliśmy w Trójmieście, kilka kilometrów od siebie. Przyszło nam spotkać się jednak dopiero na Saharze.

Po jakimś czasie nadszedł moment pożegnania, ale nie na długo. Łukasz wracał do Polski, ja natomiast już od miesiąca miałam bilet powrotny do kraju na ślub mojej koleżanki z pracy. Miałam przyjechać tylko na chwilę, ale spakowałam plecak i… wesele przetańczyliśmy z Łukaszem już razem.

Kilka miesięcy później… spakowaliśmy plecaki i pojechaliśmy drogą lądową do Indii. Razem przez Ukrainę, Rosję, Kazachstan. Dalej pognałam sama, tak jak marzyłam – do Nepalu i Indii. Ten ostatni kraj, po 2 miesiącach tam spędzonych, nie oczarował mnie, za to bez wątpienia czułam, że za kimś tęsknię…

Od tego czasu przejechaliśmy razem, nie tylko autostopem, kilkadziesiąt krajów, a w grudnia 2013 zamieszkaliśmy razem w Bangkoku.

Beata Lalla Jakuszewska / LALLA

5 1 vote
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Awatar użytkownika
8 lat temu

Wspólne pasje są wspaniałym spoiwem związku 🙂

peregrino
8 lat temu

historia na scenariusz ! pięknie!

gnom
gnom
8 lat temu

Przelatywałam stronę w poszukiwaniu kogoś innego, a tu proszę, znajoma twarz na zdjęciu 🙂 Uwielbiam takie historie.

Awatar użytkownika
Dorota Wernik
8 lat temu

Dopiero dzisiejszej nocy zaglądnęłam tu, bo spać nie mogę. I czyją opowieść znalazłam? Choć słyszałam już ją z Twoich ust, to czytając znowu mi ciarki po plecach przeszly, a na twarzy pojawił się uśmiech. Życzę Wam wielu wspólnych lat i wielu ciekawych podróży. Pozdrowionka!

hankasaqib
hankasaqib
5 lat temu

Wspaniała historia! Jak się spotka tę właściwą osobę, to potem zdarza się wiele niesamowitych zbiegów okoliczności. W Waszym przypadku nawet śpiwory były tak zaprojektowane, żeby było łatwo je połączyć! Co sprawiło, że z Maroka przenieśliście się do Bangkoku? Co tam porabiacie? Pytam, bo mieszkałam trzy lata w Hanoi.

trackback

[…] Arabskim spodziewać się dżungli. Tym bardziej że dopiero co zachwycałam się rozległą pustynią, nad którą lecieliśmy. Byłam jednak zbyt rozkojarzona, by trzeźwo myśleć. Z Dżeddy zaś w […]